Tytuł: "Arsen"
Tytuł oryginalny: "Arsen. A broken love story"
Autor: Mia Asher
Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Tłumacz: Iga Wiśniewska
Data premiery: 15.11.2017
Ilość stron: 450
Ocena: ★★★★★★★★☆☆
„Miłość może cię zniszczyć. Miłość może cię skreślić. Miłość może cię uleczyć. Miłość może cię udoskonalić. A jeśli masz farta, miłość może cię na nowo scalić.”
Tę książkę widziałam wszędzie,
dosłownie wszędzie. Gdzie tylko nie spojrzałam to się pojawiała. Na blogach, Instagramie,
facebook’u, na stronie internetowej każdej księgarni internetowej, a także w
stacjonarnych placówkach. Bałam się, że jak kiedyś otworzę lodówkę to też ją tam
znajdę. Zwykle unikam czytania książek, kiedy wszędzie jest o nich głośno. No i
nie za bardzo lubię erotyki, a ta książka nim jest. Co w takim razie skłoniło
mnie do przeczytania „Arsena” Mii Asher?
Historia miłosna Cath i Bena jest
jak z bajki. Spotkanie w deszczu, nieśmiałe rozmowy, głębokie spojrzenia w oczy
i oni – młodzi, zakochani i nie widzący świata poza sobą. Cath byłą dość nieśmiałą
i raczej przeciętną dziewczyną, której pewien chłopak zawrócił w głowie na
dobre. Ben to przystojny i kochający mężczyzna, do którego wzdychało wiele
dziewczyn. Ale one go nie obchodziły. Dla niego liczyła się tylko jedna. Ale
czemu to wszystko piszę w czasie przeszłym? Co się zmieniło?
Pojawia się Arsen. Syn bogatego
biznesmana, który ma współpracować razem z Cath. Uważa się za nie wiadomo kogo,
jest bardzo przystojny, wręcz opisywany jak jakiś grecki bóg. I tu już na
wstępnie pojawiają się kłopoty.
Cath i Ben są szczęśliwym
małżeństwem z wieloletnim stażem. Do pełni szczęścia brakuje im tylko dziecka.
Niestety, młoda kobieta cierpi na przypadłość, która nie pozwala jej donosić
ciąży. Po każdym poronieniu przechodzi załamanie oraz traci nadzieje na
urodzenie potomka i stworzenie pełnej rodziny. Ben to mężczyzna idealny. Jest
cierpliwy, opiekuńczy, kocha żonę nad życie i stara się być dla niej wsparciem
w tych ciężkich chwilach. Niestety ona to wsparcie odrzuca twierdząc, że mąż
jej nie rozumie, udaje, że wszystko będzie dobrze i przez to kobieta coraz
bardziej się od niego oddala i rzuca się w wir pracy. Szuka pocieszenia w
ramionach Arsena, który oferuje jej początkowo przyjacielskie wsparcie.
Niestety na tym to się nie kończy.
„Gdy
patrzyłem, jak odchodzisz, zabierając ze sobą wszystkie moje niespełnione marzenia, sny,
które jeszcze się nie ziściły, czułem w sercu każdą uncję miłości, jaką do
ciebie żywiłem, i byłem tego wszystkiego świadom… gdy patrzyłem, jak
odchodzisz. Ale ty też to wiedziałaś, bo zabrałaś moje serce ze sobą.”
Książka zaskoczyła mnie
niejednokrotnie i zaufundowała emocjonalny rollercoaster. Niesamowicie wciąga i
intryguje, mimo że postępowanie głównej bohaterki pozostawia wiele do życzenia.
Powiedzieć, że zachowuje się ona niedojrzale, nieodpowiedzialnie, irracjonalnie
i jak nastolatka, to jak nic nie powiedzieć. Strasznie to irytuje, do tego
stopnia, że czasem ma się ochotę wydrzeć na nią i spytać: co ty robisz ze swoim
życiem kobieto?! Strasznie mi szkoda
Bena. Nie zasłużył na to wszystko co go spotyka.
„Nawet kiedy horyzont wydaje się ponury i
pełen bólu, musimy nauczyć się walczyć i przetrwać, ponieważ korzyści
wynikające z tej bolesnej walki oznaczają, że odzyskujemy swoje życie.”
Cała powieść jest przepełniona miłością
jaką Ben darzy Cath oraz jej zagubieniem po poronieniach. Koniec końców
wychodzi na to ile to ją kosztowało, i że błędy przeszłości ciągnąć się będą za
nią jeszcze bardzo, bardzo długo. Mimo, że jej postępowanie jest bardzo
niemądre i miałam chwilami ochotę ją udusić, a jednocześnie przytulić za całe
cierpienie jakiego doświadczyła. Nie do końca zrozumiałam ostatnią decyzję
Arsena i w pierwszej chwili pomyślałam, że jest mega dupkiem, a cała powieść
straciła w moich oczach, brak jej sensu i jest strasznie pusta. Dopiero po
przeczytaniu epilogu się wszystko wyjaśniło. Wiele on zmienił i sprawił, że inaczej
na to wszystko spojrzałam, do tego stopnia, że zaczęło mi być szkoda Arsena.
Świadczy to o tym, że powieść trzyma w napięciu d ostatniej strony i niczego
nie można być pewnym.
Nie spodziewałam się po tej książce aż tylu emocji. Byłam wściekła
i smutna nie raz. Każdy z bohaterów zmaga się z demonami przeszłości. Bena nie
da się nie lubić. Natomiast z Cath i Arsenem bywa różnie – zdania są podzielone.
Mimo, że mamy tu różnych bohaterów: Cath – której zachowanie bardzo denerwuje, Arsena
– playboya oraz manipulatora, i Bena – jedyną poczciwą postać, to gdyby
któregokolwiek z nich zabrakło, to historia byłaby niepełna. Autorka w tym
miejscu uświadamia jak łatwo pomylić prawdziwą miłość z fizyczną fascynacją.
„Arsen” pokazuje jak ważna jest nieustanna troska o
małżeństwo i szczere rozmowy. Może gdyby Cath się na nią zdobyła, to jej życie
wyglądałoby inaczej. Początkowo miałam problem z oceną tej książki i sądzę, że
o dokładnie coś takiego chodziło autorce. Ale w tym miejscu jako osoba nie
lubiąca erotyków polecam Wam tę powieść serdecznie. Gwarantuję, że będziecie
jednocześnie ją kochać i nienawidzić. Jest ona nieprzewidywalna, inna niż
wszystkie, szybko się ją czyta, nie można się oderwać i nie da się o niej szybko zapomnieć. Pokaże ona jak poważne mogą być
skutki naszych decyzji, a także da nadzieję na lepsze jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz